Być albo nie być Bondem. Recenzja „Jacka Stronga”
Być albo nie być Bondem
Recenzja „Jacka Stronga”
Ryszard Kukliński marzył, by zapamiętano go nie jako Jamesa Bonda, tylko jako człowieka z krwi i kości. Niewykluczone, że gdyby obejrzał ostatnie filmy o agencie 007, to zmieniłby zdanie. Mało tego, Bond ze „Skyfall” jest bardziej ludzki niż „Jack Strong” z filmu Pasikowskiego.
Historia Kuklińskiego jest bardzo filmowa, więc przeniesienie jej na ekran było tylko kwestią czasu. W sytuacji, gdy świat wypadł z ram i źle się działo w państwie polskim, należało wziąć sprawy w swoje ręce. Zwłaszcza, że w Polsce nikomu nie można było ufać. Jest więc w tej historii coś hamletowskiego, łącznie z dylematem głównego bohatera dramatu: „Być albo nie być tajnym agentem”.
Podoba mi się sposób, w jaki Pasikowski zwodzi w tym filmie widzów i jak buduje napięcie przy pomocy małych detali, które porównałbym do… kota z „Obcego ósmego pasażera Nostromo”. W klasyku Ridleya Scotta widz się bał, tymczasem okazywało się, że z ciemności wyskoczył… kot.
Jednocześnie autor „Psów” znalazł świetny sposób na efektowną kulminację tej opowieści. Co prawda nijak ma się ona do rzeczywistości, ale w tym wypadku liczy się tylko dobra zabawa.
Ryszard Kukliński marzył, by zapamiętano go nie jako Jamesa Bonda, tylko jako człowieka z krwi i kości. Niewykluczone, że gdyby obejrzał ostatnie filmy o agencie 007, to zmieniłby zdanie. Mało tego, Bond ze „Skyfall” jest bardziej ludzki niż „Jack Strong” z filmu Pasikowskiego. Szkoda, że nie pogłębiono psychologii polskiego bohatera, czyniąc go bardziej ludzkim i niejednoznacznym. Podobno prawdziwy Kukliński musiał wychodzić nocami na piwo i udawać, że adoruje kobiety, żeby mieć alibi. Miał też dwie kochanki, a gdy pojechał nad jezioro z jedną z kobiet i siedział z nią nad ogniskiem, to zza krzaków nagle wyskoczył jej wściekły mąż- wojskowy- i chciał ich zastrzelić.
Udramatyzowane są natomiast relacje Kuklińskiego z jego synami i żoną. Ta ostatnia jest w filmie bardzo zazdrosna i histeryczna, tymczasem ta histeryczność nijak ma się do rzeczywistości. Maja Ostaszewska w gruncie rzeczy niewiele miała do zagrania, w przeciwieństwie do Dorocińskiego, który swoją rolą ratuje ten film. Grana przez niego postać to typowy przedstawiciel polskiego romantyzmu. Niewykluczone, że to ukłon w stronę prawdziwego Kuklińskiego, który wyrósł z tradycji romantycznej i często powoływał się na „Kordiana” Słowackiego, „Konrada Wallenroda” Mickiewicza, a nawet na Prometeusza. Sam Kukliński był w pewnym sensie Prometeuszem ukaranym za to, że zbyt mocno kochał Polskę.
W „Jacku Strongu” pojawiają się co prawda akcenty humorystyczne, ale dialogi bywają drętwe i brakuje kultowych tekstów, jak chociażby słynne „Na pohybel wszystkim!” z toastu w „Psach”. Mimo tych wad film „Pasikowskiego” jest solidnym i trzymającym w napięciu thrillerem, który naprawdę warto obejrzeć.
Zwiastun 1
Zwiastun 2
Michał Hernes
Zobacz też:
Na co warto wybrać się do kina
„Nimfomanka”
Poszukując „Wielkiego Piękna”
You must be logged in to post a comment Login